„I co
teraz?”, martwiłam się. Za piętnaście minut miała się zacząć lekcja
angielskiego, a Harry i ja nie mieliśmy naszego projektu. Co prawda spotkaliśmy
się, żeby go zrobić, ale po tamtym pocałunku zupełnie zapomnieliśmy o pracy
domowej. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się, a potem wygłupialiśmy w kuchni, podczas
szykowania sobie czegoś do jedzenia. Aż nastał wieczór i musiałam wracać do
domu (oczywiście Harry mnie odprowadził!).
http://iwantspendrestofmylifewithyou.blogspot.com/
http://resztki-snu.blogspot.com/ Harry
Matko, jak dużo : o
I tak doszło
do tej nieprzyjemnej sytuacji, kiedy musiałam się szykować na wściekłość pani
Henricks i otrzymanie oceny „F” za projekt. Na dodatek nigdzie nie umiałam
znaleźć Harry’ego…
Weszłam na
stołówkę, bo sprawdzić, czy go tam nie ma, lecz nigdzie go nie dostrzegłam. Za
to wpadłam na Faith, która bez żadnego powitania zaczęła do mnie nawijać:
- Rozmawiałaś
z Iris? Już dawno miała nam opowiedzieć, o co chodzi z tą jej rozmową z
Zayn’em. Na co ona czeka?! Jesteśmy jej najlepszymi przyjaciółkami, powinna nam
o wszystkim mówić od razu! Ile już czekamy na jakieś wyjaśnienia?
- Faith,
oddychaj – poprosiłam. – Nie rozmawiałam z nią, w ogóle jej dzisiaj nie
widziałam.
- Ja też nie.
Unika nas? – zastanowiła się.
- Hmm, może –
stwierdziłam. W sumie była to słuszna uwaga, gdyż przez ostatni tydzień prawie
w ogóle się nie widywałyśmy, nawet na przerwach.
- Idziemy jej
poszukać?
- Nie, nie
mogę. Muszę znaleźć Harry’ego.
- Uuu –
uśmiechnęła się. – A po co, jeśli mogę wiedzieć?
- Mieliśmy
robić razem projekt na angielski, ale nam nie wyszło i nic nie mamy, a zadany
jest na dziś.
- Jak to wam
nie wyszło? – blondynka zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc.
- Potem ci
wszystko opowiem, teraz idę go szukać.
- Ok. Kiedy
tu szłam był przy swojej szafce.
- Ooo, dzięki
– rzuciłam, wymijając przyjaciółkę i idąc w stronę wyjścia ze stołówki.
Szafka
Harry’ego znajdowała się na drugim końcu szkoły, w związku z czym miałam dość
długą drogę do pokonania. Kiedy byłam prawie na miejscu, w oddali ujrzałam
chłopaka z burzą loków, stojącego tyłem do mnie.
- Harry! –
krzyknęłam.
Styles
odwrócił się i uśmiechnął na mój widok.
- Cześć –
przywitał się, gdy do niego podbiegłam.
- Nasz
projekt z angielskiego! – odparowałam, darując sobie powitania.
- Co z nim?
- To, że go
nie mamy!
- Spokojnie –
zaśmiał się, zamykając szafkę. – Właśnie dlatego wcale nie pójdziemy na lekcję.
- Odbiło ci?
– zirytowałam się. Jeszcze nigdy nie wagarowałam i uważałam, że próbowanie tego
w ostatniej klasie było kiepskim pomysłem.
- Nie, nie
odbiło mi – odparł chłopak, niezrażony. – Mam świetny plan, w jaki sposób
nauczyciele sami nas stąd wypuszczą.
- Co? –
zdziwiłam się.
- Teraz skup
się, słuchaj uważnie i zrób jak powiem – lokowaty zarzucił rękę i oparł ją na
moim ramieniu. Był to raczej kumpelski gest, jednak potrafiłam to zrozumieć,
biorąc pod uwagę sposób w jaki gestykulował. „Wczuł się chłopak”, stwierdziłam
w myślach. – Ty mdlejesz
albo słabniesz. Ja, twój niczego nie spodziewający się przyjaciel, jestem tego
świadkiem, więc zanoszę cię do pielęgniarki. Tam odzyskujesz przytomność,
mówisz, że już ci lepiej, ale chcesz wrócić do domu. A biorąc pod uwagę twój
stan nie można cię wypuścić samej, w związku z czym ja, w jakże dobrodusznym
geście, zgłaszam się do odprowadzenia cię – opowiedział. – Simple but
effective.*
- Jesteś
pewien, że się uda? Robiłeś tak już kiedyś?
- Nie, to
będą moje pierwsze wagary.
- Co? –
zdziwiłam się.
- Mówiłem, że
jestem porządnym uczniem – obruszył sie. – Jeszcze nie zauważyłaś, że to przy
tobie robię niewłaściwe rzeczy? Nie uważam na lekcjach, wdaję się w bójki, wagaruję
– zaśmiał się.
- Haha,
bardzo śmieszne – wywróciłam oczami. – Ja cię do tego nie namawiam.
- Dobra, my
tu gadu-gadu, a plan sam się nie zrealizuje – powiedział, zabierając rękę. –
Chodźmy w jakieś nieco bardziej zatłoczone miejsce – poinstruował.
Przeszliśmy
do końca korytarza, po czym skręciliśmy w lewo. Było tam kilkoro uczniów i dwie
rozmawiające nauczycielki.
- Jest ok –
skinął. – Teraz niby rozmawiamy sobie jak gdyby nigdy nic. Zwykła pogawędka.
- Dobra,
załapałam – wywróciłam oczami.
- Ok,
pogadaliśmy już sobie, a teraz czas na twój moment.
- Tylko mnie
złap, bo nie mam ochoty rąbnąć o podłogę – mruknęłam, po czym zamknęłam oczy i
pozwoliłam mojemu ciału bezwładnie opaść.
Przez ułamek
sekundy przeraziłam się, że Harry nie zdoła mnie złapać i naprawdę stanie mi
się coś niedobrego. Jednak niemal natychmiast poczułam jak wpadam w jego
ramiona, po czym on ułożył mnie delikatnie na podłodze.
- O mój Boże,
co się stało?! – usłyszałam czyjś głos, najprawdopodobniej jednej z
nauczycielek.
- Chyba
zemdlała! – tym razem odezwał się Harry. W jego głosie dało się słyszeć
przerażenie. „Nieźle”, stwierdziłam w myślach.
- Szybko,
trzeba ją zanieść do pielęgniarki! – to zapewne była druga nauczycielka.
- Zajmę się
tym – powiedział lokowaty.
- Odsuńcie
się wszyscy! – ponownie odezwała się pierwsza nauczycielka, zwracając się
zapewne do gapiów, którzy najwidoczniej zdążyli się już zgromadzić.
Poczułam jak
Harry ponownie mnie obejmuje i podnosi do góry. Przylegałam do jego piersi,
która teraz nie unosiła się rytmicznie, z powodu wysiłku. Delikatnie mną
kołysało, podczas gdy Harry stawiał kroki.
Przypomniałam
sobie miejsce, w którym „zemdlałam” i stwierdziłam, że droga do gabinetu zajmie
chwilę. Ponadto, doszłam do wniosku, że lepiej będzie, jeśli „obudzę się”
teraz, bo gdyby pielęgniarka zaczęłaby mnie badać, mogłaby się zorientować, że
jestem przytomna.
- C-co się
dzieje? – wymruczałam niewyraźnie, powoli otwierając oczy.
- Cii, nie
przemęczaj się, skarbie.
Nie, nie
powiedział tego Harry. Było to jedna z nauczycielek, która najwidoczniej bardzo
przejęła się moim stanem.
- Zemdlałaś –
wyjaśnił Styles, delikatnie się do mnie uśmiechając, choć drgające kąciki jego
ust zdradzały, że świetnie się bawi. „No tak, pewnie odpowiada mu noszenie mnie
na rękach”, pomyślałam.
Kiedy w końcu
dotarliśmy do gabinetu pielęgniarki, nauczycielka z ogromnym przejęciem
opowiedziała kobiecie, co się stało. Ta słuchała, niewzruszona. Najwidoczniej
nie ruszały jej już takie sytuacje.
- Jaką macie
teraz lekcję? – zwróciła się do nas nauczycielka.
- Angielski z
panią Henricks – odpowiedział Harry.
- Dobrze, w
takim razie pójdę wyjaśnić jej waszą nieobecność – oznajmiła, po czym wyszła.
- Połóż ją
tutaj – poprosiła pielęgniarka, wskazując jedno z dwóch łóżek znajdujących się
w pomieszczeniu.
Momentalnie zrobiło
mi się chłodniej, gdy znalazłam się daleko od ciepłego ciała chłopaka. Objęłam
się rękami.
- Zimno ci? –
spytała kobieta.
- Trochę –
odparłam, nadal mówiąc nieco niewyraźnie.
- Proszę –
odezwał się Harry, ściągając swoją bluzę, a następnie przykrył mnie nią.
- Dziękuję –
uśmiechnęłam się lekko.
- Jesteś jej
przyjacielem? –
pielęgniarka ponownie zwróciła się do mojego towarzysza.
- Chłopakiem.
„Że co?! Co
on właśnie powiedział?!”, krzyknęłam w myślach i ledwo powstrzymałam się od
wykrzyknięcia tego na głos.
- Dobrze. Jak
do tego doszło?
- Normalnie
rozmawialiśmy, aż tu nagle Grace się zachwiała i poleciała – odparł.
„Nie ma to
jak subtelność”, pomyślałam.
- Rozumiem –
skinęła kobieta. – Jak się czujesz? – ponownie skupiła swoją uwagę na mnie.
- Trochę
lepiej, już nie kręci mi się w głowie.
- A jadłaś
coś dzisiaj?
Pokiwałam
głową na „tak”.
- Miewałaś
już wcześniej takie nagłe omdlenia?
Tym razem
pokręciłam głową na „nie”.
- Hmm, w
takim razie mam nadzieję, że to tylko jednorazowy przypadek. Jednak mimo wszystko
powinnaś wrócić do domu. Ma cię kto odebrać?
- Nie,
rodzice są w pracy.
W tym
momencie nastała chwila ciszy, podczas której kobieta zastanawiała się nad
czymś.
- Ja mógłbym
ją odprowadzić – odezwał się nagle Harry.
Pielęgniarka
ponownie zamilkła, jednak po chwili odezwała się:
- Hmm, nie
mogę tak zwalniać każdego z lekcji… Ale w tej sytuacji chyba nie mam wyboru.
Podajcie mi numery do swoich rodziców.
„Nie wierzę,
udało się!”, pomyślałam.
Podałam numer
do swojego taty, gdyż obawiałam się, że mama mogłaby za bardzo spanikować i
zechcieć przyjechać po mnie. Natomiast Harry podał numer do swojej mamy… Nadal
nie wiedziałam, co działo się z jego ojcem.
- Witam. Pan
Sweeney? – odezwała się kobieta do słuchawki. – Dzwonię ze szkoły pana córki,
jestem pielęgniarką. Grace zasłabła, w związku z czym chciałabym ją zwolnić z
reszty dzisiejszych lekcji. Jej… – tu
zawahała się na moment. – Bliski przyjaciel zgłosił się, by odprowadzić ją do
domu. Czy wyraża pan na to zgodę? – zamilkła, czekając na odpowiedź. – Dobrze,
dziękuję bardzo. Do widzenia.
- I co? –
wyjąkałam.
- Zgodził się.
Jeszcze tylko twoja mama – tu zwróciła się do lokowatego.
Rozmowa z
panią Styles przebiegła podobnie, z tym wyjątkiem, że Harry nie dostał
zwolnienia z wszystkich zajęć, a tylko z obecnej lekcji, by móc mnie
odprowadzić.
- Usiądź i
powiedz, czy kręci ci się w głowie – zwróciła się do mnie pielęgniarka, po
zakończeniu rozmowy.
Podniosłam
się powoli, po czym udałam lekkie zachwianie.
- Jeszcze
trochę – wyjąkałam.
- W takim
razie poleż jeszcze przez chwilę – poleciła.
Spełniłam jej
prośbę, kontynuując całe to przedstawienie. Harry również się wczuł, gdyż
usiadł na brzegu mojego łóżka i złapał mnie za rękę, udając, że dodaje mi
otuchy.
Po chwili
podniosłam się znowu i tym razem udawałam, że jest już dobrze. Kobieta upewniła
się jeszcze, czy aby na pewno, a gdy to potwierdziłam, powiedziała, że możemy
iść.
- Pilnuj jej
– zwróciła się na koniec do Styles’a, podając mu kartkę ze zwolnieniem z zajęć,
na wypadek gdyby jakiś nauczyciel chciał nas zatrzymać.
- Oczywiście
– uśmiechnął się, obejmując mnie w talii i udając, że w ten sposób mnie
podtrzymuje. – Do widzenia.
- Do
widzenia.
W tym
momencie w końcu opuściliśmy gabinet pielęgniarki. Zauważyłam, że było już po
dzwonku.
- Możesz mnie
już puścić – zwróciłam się do lokowatego.
- Nie mogę.
Co jeśli któraś z tamtych nauczycielek szłaby tędy i zobaczyłaby nas? Poza tym,
mnie to odpowiada i wiem, że tobie też – mrugnął do mnie.
Zaśmiałam
się. W sumie miał rację, mnie również się to podobało.
Poszliśmy do
mojej szafki, a później do szafki Harry’ego, po nasze kurtki. Oddałam mu
również jego bluzę. Gdy byliśmy już ubrani, udaliśmy się w stronę wyjścia.
Musiałam przyznać, że opuszczanie szkoły, podczas gdy inni wciąż musieli tam
siedzieć, było bardzo przyjemne.
- Hej, mój
dom jest w tamtą stronę – zwróciłam się do Harry’ego, który pociągnął mnie w
przeciwnym kierunku.
- Chyba nie
myślałaś, że naprawdę wrócimy do twojego domu? – zaśmiał się. Jednak po chwili,
widząc moją minę, odezwał się znowu. – No nie, naprawdę tak myślałaś?
- Co
prawda, ja mam zwolnienie na cały dzień,
ale ty tylko na godzinę.
- Co z tego?
– wzruszył ramionami. – Idziemy się zabawić.
- Niby dokąd?
- Do wesołego
miasteczka! – oznajmił z entuzjazmem.
- Odbiło ci?
– prychnęłam. – Nie mam przy sobie prawie żadnych pieniędzy. Poza tym skąd ty
wytrzaśniesz tu wesołe miasteczko?
- Zawitało do
nas podróżne wesołe miasteczko. I spokojnie, ja się przygotowałem. Mam
pieniądze dla nas obojga – uśmiechnął się.
- Więc już od
wczoraj planujesz tę ucieczkę? – niedowierzałam. Myślałam, że był to jego
spontaniczny pomysł.
- Właściwie
wymyśliłem to razem z Louis’m.
- Jak to?
- Napisał do
mnie wczoraj, jeszcze przed twoim przyjściem. Chciał, żebym wpadł do niego
pograć na X-Box’ie, ale odpisałem, że umówiłem się już z tobą. Później
zadzwonił spytać, jak poszło i napomknąłem o naszym problemie z nieprzygotowaną
prezentacją. Stwierdził, że wagary będą najlepszym wyjściem i wspólnie
wymyśliliśmy ten genialny plan.
- Ale nie
mówiłeś mu wiesz o czym? – spytałam, mając na myśli nasz pocałunek.
- Jest moim
przyjacielem… – odparł wymijająco.
- Styles,
odbiło ci?! – wydarłam się. – On nie da mi teraz żyć.
- Spokojnie,
powiem mu, żeby cię nie męczył – obiecał.
Gdy szliśmy,
zadzwonił do mnie tata, by spytać się, czy dotarłam do domu. Jako iż mógł się
zorientować, że jestem na zewnątrz, powiedziałam, że jesteśmy już prawie pod
domem. Kazał mi się położyć, gdy dotrę, po czym się rozłączył.
Doszliśmy do
miejsca, w którym znajdowało się wesołe miasteczko, w jakieś dwadzieścia minut.
Ze względu na to, że większość nastolatków siedziała jeszcze w szkołach, było
tu niewiele ludzi. Podeszliśmy do kasy, bez żadnej kolejki, po czym Harry kupił
dla nas żetony.
- Oddam ci
jutro pieniądze – odezwałam się, gdy odchodziliśmy od kasy.
- Nie ma
mowy. To był mój pomysł i to ja pokrywam wszelkie koszty.
- Chyba sobie
żartujesz. Postawiłeś mi kręgle, pizzę, koncert, płaciłeś za taksówki. Już
wystarczająco na mnie wydałeś.
- I z chęcią
wydam jeszcze więcej, byleby móc spędzać z tobą czas – uśmiechnął się.
- Możemy
spędzać razem czas w jakiś inny sposób, na przykład zwykły spacer. Próbowałeś?
– mruknęłam.
W tej chwili
chłopak się zatrzymał. Spojrzałam na niego - jego twarz przybrała poważny
wyraz.
- Staram się,
żeby nasze randki nie były zwyczajne, byś się nie znudziła. Na pierwszą
wkręciłem cię podstępem, do kolejnych nie jesteś zobowiązana. Za każdym razem
obawiam się, że nie będziesz miała ochoty na następne spotkanie – powiedział,
nieco smutnym głosem.
Zaskoczył
mnie. Sprawiał wrażenie takiego pewnego siebie, a tu takie wyznanie…
- Wiesz,
zapomnij, że to powiedziałem – odezwał się nagle. – Chodźmy się zabawić –
powiedział niby radosnym głosem, jednak była to sztuczna radość.
Tym razem
mnie nie objął, w związku z czym szliśmy w pewnej odległości od siebie. Niby
nic nie zrobiłam, jednak czułam się winna popsucia humoru Harry’ego. Na
dodatek, zauważyłam, że kiedy on był smutny, wpływało to również na mnie.
Na początek
wsiedliśmy do ogromnej karuzeli. Na całe szczęście, już po chwili, chłopak znów
zaczął się szczerze uśmiechać. Zaczęliśmy się wydzierać i przekomarzaliśmy się o to, kto krzyknął głośniej. Zaczęłam grozić lokowatemu, że zrzucę go z
karuzeli, jeśli nie przyzna mi racji, więc w końcu odpuścił.
Następnie
poszliśmy na autka i uderzaliśmy w siebie nawzajem, świetnie się przy tym
bawiąc. Nie umiałam przestać się śmiać, zwłaszcza przy bojowych okrzykach
Harry’ego.
- To co,
wracamy? – spytał chłopak, gdy zaliczyliśmy już wszystkie atrakcje, wliczając
te dla małych dzieci.
Skinęłam
głową na „tak”.
Wyszliśmy z
terenu wesołego miasteczka, po czym ruszyliśmy powoli w stronę mojego domu.
- Jakie jest
twoje największe marzenie? – spytał nagle Harry.
- Odwiedzić
Londyn – odparłam, rozmarzona.
- Jeszcze
nigdy tam nie byłaś? – zdziwił się.
- Ironia losu,
prawda? – zaśmiałam się. – Mieszkać w Anglii i nie mieć okazji zobaczyć
Londynu, podczas gdy ludzie z najróżniejszych zakątków świata mieli już taką
szansę. Ale moich rodziców jakoś tam nie ciągnie, a sama sobie wycieczki nie
zorganizuję.
- Mhmm – odparł
chłopak, jakby właśnie myślał nad tym, co powiedziałam.
- A twoje? –
spytałam.
- Właściwie,
to nie wiem… Mam różne marzenia, ale nie wiem, które jest najsilniejsze –
wzruszył ramionami.
- Kiedyś się
dowiesz – uśmiechnęłam się.
Przez resztę
drogi rozmawialiśmy o tym, jakie były nasze marzenia, gdy byliśmy mali, a
później o różnych głupich rzeczach, które wtedy robiliśmy. Po jakimś czasie
dotarliśmy pod mój dom, więc nadszedł również czas, by się rozstać.
- Może wejdziesz?
– zaproponowałam, wspominając słowa Harry’ego, które sprawiły, że był dziś
smutny.
- Nie, ale
dzięki.
- Najpierw
mówisz, że obawiasz się, że nie chcę spędzać z tobą czasu, a kiedy proponuję,
żebyś do mnie wpadł, odmawiasz – wytknęłam, nie pojmując jego zachowania.
Westchnął
ciężko.
- Słuchaj,
przepraszam za tamto. Nie powinienem był tego mówić…
- Nie. Bardzo
dobrze, że powiedziałeś, co naprawdę myślisz – uśmiechnęłam się lekko, by nie
uznał moich wcześniejszych słów za jakieś oskarżenia. – Ale nie rozumiem,
dlaczego w takim razie teraz mi odmawiasz …
- Po prostu,
nie mogę. Obiecałem pomóc mamie po powrocie ze szkoły, a to już mniej więcej
ten czas – wyjaśnił.
- Aaa. W
takim razie rozumiem – uśmiechnęłam się.
- Słuchaj,
mam do ciebie jeszcze jedną sprawę – odezwał się ponownie chłopak, jednak tym
razem był jakiś mniej śmiały.
- Zamieniam
się w słuch.
- Wiem, że
może być już za późno na pytanie o to, ale po prostu dopiero dziś się o tym
dowiedziałem…
- O czym? –
nie rozumiałam, o co chodzi.
-
Dowiedziałem się, że w waszej szkole co roku organizowana jest impreza
halloweenowa… I myślałem, że moglibyśmy tam pójść razem… Jeśli oczywiście
chcesz.
- Jasne, że
chcę – uśmiechnęłam się.
Chłopak
natychmiast się rozpromienił.
- Serio? –
spytał z entuzjazmem.
- Serio –
uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
Poskoczył i
wykrzyknął „Woohoo!”, na co się zaśmiałam.
- Dobra,
wybacz, ale naprawdę muszę już spadać – odezwał się.
- Jasne,
rozumiem.
Wyciągnął
ręce, jakby chciał mnie przytulić, jednak zawahał się i ostatecznie je opuścił.
- No chodź
tu! – zaśmiałam się, przyciągając go do siebie.
Staliśmy
przez chwilę przytuleni, po czym chłopak pożegnał się ze mną i odszedł, a ja
udałam się do domu.
________________________________________________________________________
*musiałam :')
A no i żeby nie było wątpliwości - w Anglii naprawdę zwalniają do domu za zgodą telefoniczną rodziców, nie wymyśliłam sobie tego.
Macie dłuuugi rozdział :) Mam nadzieję, że się podoba, bo mi tak x A no i spokojnie, nie zapomniałam o pozostałych bohaterach !
Już jakiś czas temu postanowiłyśmy z Aleksą (twitter & blog), że napiszemy razem opowiadanie. Kilka dni temu ustaliłyśmy fabułę, więc oficjalnie zapowiadam, że za jakiś czas zaczniemy pisać ! :) Będzie to opowiadanie o Liam'ie c: Oczywiście dam Wam znać, gdy zaczniemy dodawać rozdziały xx
A propos Waszych blogów: staram się je czytać, naprawdę, ale po prostu jest ich bardzo dużo, więc nie wyrabiam :s Ale staram się.
Jeśli któraś z Was jest zainteresowana, to na moim asku napisałam trochę, jak tam z drugą częścią Amandy i Niall'a [klik]. Jeśli macie jakieś pytania, piszcie tam, a na pewno odpowiem ! :)
Ostatnia sprawa: jeśli macie twitter'a, to zachęcam Was do przeczytania mojego twitlonger'a [klik] :)
Całusy,
Olga
P.S. Pewnie zauważyłyście, że to nie ja informowałam na tt o nowym rozdziale.. Po prostu daję RT wszystkim udostępnieniom mojego twitlonger'a i przez to co chwilę mam limit xd
Reklama blogów (więcej info w zakładce "Reklamy")
http://reason-to-smilex.blogspot.com/http://iwantspendrestofmylifewithyou.blogspot.com/
http://resztki-snu.blogspot.com/ Harry
Matko, jak dużo : o