środa, 30 lipca 2014

Rozdział dziewiętnasty

- Puść mnie, jesteś pijany! – wyrwałam się.
- A ty jesteś moja, jasne?! – wypowiedzenie tych słów przyszło mu z niejakim trudem. – Jeśli jeszcze raz zobaczę cię z tym kolesiem, który dla ciebie śpiewał i z którym byłaś w Halloween, obiecuję Ci, że oboje tego pożałujecie.
Słysząc to natychmiast się odwróciłam i zaczęłam biec. Po mojej głowie latały tysiące myśli:
„On był w klubie też za pierwszym razem”.
„Widział, że coś łączy mnie i Harry’ego”.
„Jest wkurzony, chce mnie odzyskać”.
„Grozi Harry’emu”.
„Grozi też mnie”.
„Uciec, uciec jak najdalej!”.
Co chwilę skręcałam w inną stronę, licząc, że w ten sposób zgubię Jamie’ego. Kilka razy się odwracałam i wciąż widziałam go w oddali. Gdy miałam już pewność, że nie ma go w pobliżu, zatrzymałam się w jakiejś nieoświetlonej uliczce, chcąc na moment odpocząć. Rozglądnęłam się dookoła, lecz nie poznawałam miejsca, w którym jestem.
„Co teraz?”, zastanawiałam się. Przede wszystkim musiałam przejść w oświetloną część przedmieścia i sprawdzić ulicę, na jakiej się znajduję. Było to jednak ryzykowne, w każdej chwili mogłam trafić na Jamie’ego. Wpadło mi do głowy, by zadzwonić po taksówkę, jednak aby to zrobić, również musiałam znać ulicę.
Poczułam się zagubiona i zmęczona. Dopiero gdy emocje po biegu opadły, a adrenalina wypłynęła z moich żył, zrozumiałam w jak beznadziejnej sytuacji się znalazłam. Przykucnęłam pod jakimś płotem i zaszlochałam. Czułam się słaba i bezbronna.
„Weź się w garść, Grace”, pouczyłam się, wycierając pojedyncza łzę, która spłynęła na mój policzek. „Bądź dużą dziewczynką”. Lecz te słowa nic nie dały. Jedyne, czego pragnęłam, to znaleźć się w bezpiecznym miejscu.
Wiedziałam, że postępuję głupio, ale była to jedyna opcja, z której chciałam skorzystać. Wsłuchałam się w sygnał oznaczający połączenie. Czekałam, lecz nikt nie odebrał.
- No dalej – szepnęłam do siebie, dzwoniąc po raz drugi.
Tym razem wystarczyły dwa sygnały, bym usłyszała:
- Halo? – odezwał się wesoły głos.
- Harry, wracałam od Iris i dopadł mnie Jamie, był pijany, groził mnie i tobie, był w klubie, kiedy dla mnie śpiewałeś, widział nas, jest wściekły – paplałam jak najęta, obrzucając go informacjami.
- Spokojnie – poprosił Styles, jednak po tonie jego głosu wyczułam, że również się zestresował. – Gdzie jesteś?
- Nie wiem, jakaś ciemna uliczka… Chyba jest opuszczona.
- Wiem, gdzie to jest, to niedaleko ode mnie. Nie ruszaj się stamtąd, będę najszybciej jak się da.
- Dobrze – skinęłam, po czym się rozłączyłam.
Wiedziałam, że postąpiłam egoistycznie i nierozsądnie. Jamie chciał dopaść Harry’ego i wciąż mógł być gdzieś w pobliżu, a ja ściągnęłam Styles’a prosto w jego sidła.
„Jesteś głupia!”, skarciłam się w myślach. Byłam jednak świadoma, że gdybym po niego nie zadzwoniła, najpewniej wlokłabym się teraz sama, szukając drogi do domu. Nie chciałam zwracać się do nikogo innego, tylko przy Harry’m czułam się wystarczająco bezpiecznie.
Po chwili wstałam. Zaczęłam przechadzać się tam i z powrotem, wypatrując lokatego. Po pierwszych dziesięciu minutach dopadał mnie coraz większy strach. Ta okolica nie wyglądała przyjemnie, a było już dość późno.
Nagle rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz: „mama”.
- Halo? – wysiliłam się na zwyczajny ton.
- Grace, nie sądzisz, że czas już wracać? Jutro masz szkołę.
- Właśnie wyszłam, niedługo będę.
- Dobrze, tylko pośpiesz się, żebym się nie martwiła.
- Jasne, pa! – rozłączyłam się, nie dając mamie szansy na odpowiedź.
Przyśpieszyłam kroku, nadal chodząc tam i z powrotem. W pewnym momencie ujrzałam w oddali czyjąś sylwetkę, lecz nie mogłam mieć pewności, że to Harry. Przysunęłam się do płotu, przy którym wcześniej kucałam, chcąc nieco zniknąć z pola widzenia. Mimo to, postać cały czas szła w moim kierunku.
- Grace, to ty? – usłyszałam znajomy głos.
- Harry! – krzyknęłam, rzucając się mu na szyję.
- Już tu jestem, jesteś bezpieczna – szepnął, obejmując mnie. – Nic ci nie zrobił? – spytał, odsuwając się, by móc mnie obejrzeć, choć w ciemności zapewne niewiele widział.
- Nie. Wyrwałam mu się i uciekłam. Ale wciąż może być w pobliżu.
- W takim razie lepiej czym prędzej odprowadzę cię do domu – objął mnie czule, po czym ruszyliśmy.
Szliśmy w milczeniu. Wciąż byłam zbyt roztrzęsiona, by starać się rozpocząć rozmowę. Harry najwidoczniej to rozumiał i uszanował moją postawę. Gdy wkroczyliśmy na oświetloną część przedmieścia zauważyłam, że Harry ma mokre włosy.
- Padało, kiedy szedłeś? – zdziwiłam się. Już dawno przestało kropić, a w miejscu, w którym czekałam na Styles’a deszczu nie było.
- Kiedy zadzwoniłaś wyszedłem właśnie spod prysznica – wyjaśnił. Było już dość późno, więc zapewne Harry kąpał się już przed snem. Złapało mnie poczucie winy.
- O, rety. Przepraszam cię, nie wiedziałam… – zaczęłam się tłumaczyć.
- Żartujesz sobie? – zaśmiał się. – Przepraszasz mnie w takiej sytuacji?
Skinęłam głową twierdząco.
- Proszę cię, Grace – wywrócił oczami. – Nawet gdybyś obudziła mnie w środku nocy, natychmiast wyskoczyłbym z łóżka i leciał do ciebie.
Szczerze mówiąc byłam pewna, że rzeczywiście tak by było. Harry dużo razy udowodnił, że jest w stanie zrobić dla mnie bardzo wiele. Myśląc o tym, nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który pchał się mi na usta. Loczek odpowiedział tym samym, na chwilę ściskając mnie mocniej.
Poczułam ukłucie smutku w chwili, gdy zobaczyłam mój dom. Pomimo niefortunnych wydarzeń, wieczór kończył się bardzo miło. Samopoczucie poprawiało mi się zwłaszcza, kiedy wspominałam pocałunki Harry’ego.
Stanęliśmy tuż przed moimi drzwiami, po czym chłopak przytulił mnie do siebie.
- Trzymaj się, Grace. Jutro to obgadamy, dobrze? – spytał.
- Dobrze – odparłam, już w pełni spokojna. Jego towarzystwo jak zwykle ukoiło moje nerwy.
- Wyśpij się – powiedział, po czym cmoknął mnie w czoło.
- Harry? – odezwałam się w chwili, gdy chłopak chciał już odchodzić. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. – Czy ty planujesz coś na moje urodziny?
- Nie, ależ skąd – odpowiedział z szerokim uśmiechem na twarzy, który zdradzał jego kłamstwo.
- Harry – skarciłam go. – Ja naprawdę nic nie chcę. Po prostu bądź wtedy przy mnie, dobrze? – poprosiłam.
- Masz to jak w banku – obiecał. Przelotnie cmoknął mnie w usta, po czym odszedł.
Wchodząc do domu nadal czułam ciepło jego ust na swoich.

***
Następnego dnia w szkole jadłam lunch w towarzystwie Iris i Faith. Chłopcy jak zwykle siedli razem z racji, iż nie zmieścilibyśmy się wszyscy przy jednym stole. Payne była niespokojna - zgadywałam, że chodzi o Zayn’a.
- Jak się czujesz? – spytałam ją.
- Dobrze – skinęła niepewnie.
- Wiesz, że przed nami nie musisz udawać – uśmiechnęłam się, chcąc dodać jej otuchy.
- Ech, no dobra… Czuję się fatalnie. Nie wiem, co mam robić.
- Rozmawiałaś już z Zayn’em? – odezwała się Faith.
- Nie… I nie wiem, co mam mu powiedzieć. Domyślałam się, że będzie chciał mnie tylko wykorzystać, ale spędzał ze mną tak dużo czasu… Więc miałam malutką nadzieję, że może jednak jego uczucia są szczere. Ale twoje słowa utwierdziły mnie w przekonaniu, że to tylko moje chore wyobrażenia – powiedziała smutno. – Nie chciałabym tego kończyć, ale wiem, że muszę.
- Dasz radę – pokrzepiła ją Faith.
„Może to szansa dla Niall’a?”, zastanowiłam się, biorąc kolejną frytkę do ust. W tym momencie poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam się i ujrzałam Harry’ego.
- Cześć dziewczyny – przywitał się. – Mogę porwać Grace na chwilę?
Obydwie przywitały się ze Styles’em, jednocześnie kiwając głowami na znak aprobaty.
Chłopak poprowadził mnie do drzwi stołówki. Wyszliśmy przez nie, po czym oparliśmy się  ramionami o szafki szkolne, stając naprzeciwko siebie.
- Co ty na to, żebym odprowadził cię dzisiaj do domu? – oznajmił Harry z entuzjazmem. – Moglibyśmy wtedy pogadać… Wiesz o czym.
- Jasne, dobry pomysł – uśmiechnęłam się.
Przez chwilę chłopak wpatrywał się we mnie bez słów. Lekko mnie to speszyło, więc spytałam zaczepnie:
- Co się tak patrzysz?
- A nic, tak sobie myślę, że jesteś piękna – odparł bez ogródek, na co ja się zarumieniłam.
- Czyżbym zawstydził Grace Sweeney? – wyszczerzył się.
- Nie – obruszyłam się. Zakłopotanie natychmiast minęło.
- No to muszę spróbować zrobić to inaczej – oznajmił seksownym tonem, nachylając twarz w moją stronę.
- Nie tutaj – położyłam rękę na jego torsie, chcąc go powstrzymać. Byłam pewna, że znów jestem czerwona na twarzy.
- No, efekt osiągnięty! – zaśmiał się Harry. – Dobra, lepiej już wracajmy. Nie chcę, żebyś mnie potem obwiniała, że przeze mnie głodujesz.
- Jeśli oddasz mi swoją porcję frytek, to na pewno tak nie będzie – uśmiechnęłam się.
Harry przytrzymał mi drzwi stołówki, po czym ruszył do chłopców, żegnając się ze mną. Gdy byłam już w połowie drogi do swojego stołu ujrzałam, że siedzą przy nim trzy osoby. Wytężyłam wzrok i ujrzałam Zayn’a Malik’a, siedzącego obok Iris.
________________________________________________

Cześć! Z tej strony Ala :)
Olga jest na wakacjach w Bułgarii, dlatego poprosiła mnie, bym przez jej nieobecność dodała dla Was rozdziały, o czym pewnie wiecie. Podesłała mi dwa, więc następny pojawi się prawdopodobnie za tydzień (środa).

Tutaj jeszcze wiadomość od Olgi:
"Mam nadzieję, że rozdział się Wam podobał i zostawicie po sobie komentarze :) Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję, bo pod ostatnim pojawiło się ich najwięcej od czasu mojego powrotu <3 
Niestety nie udało mi się dokończyć trzeciego rozdziału, więc Ali przesłałam tylko dwa :( Ale mam nadzieję, że mi wybaczycie, bo nie chciałam pisać na szybko, ponieważ to ma być wyjątkowy rozdział - pierwsza wizyta Harry'ego u Grace! :)
Pozdrawiam cieplutko ze słonecznej Bułgarii! 
Całusy, 
Olga"

Moim zdaniem rozdział jest rewelacyjny i też mam prośbę - jeśli czytacie to zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza, ponieważ one naprawdę motywują Olgę i bardzo się z nich cieszy <3
Wpadajcie za tydzień!
Ala :)

piątek, 25 lipca 2014

Rozdział osiemnasty

Siedziałam na kanapie w salonie Styles’ów, wygrzebując łyżeczką resztki deseru. Miejsce po mojej lewej stronie zajmował chłopak, który przed chwilą tak cudownie mnie całował. Natomiast jego mama, prawdziwa mistrzyni deserów, siedziała na fotelu obok niego.
- Najlepsze, co w życiu jadłam – oznajmiłam, odkładając pusty pucharek na stolik.
- Uprzedzałam – uśmiechnęła się pani Styles.
Kiedy pięć minut wcześniej zawołała nas z dołu, podskoczyłam przestraszona z racji tego, co wtedy wyrabialiśmy. Odruchowo spojrzałam na drzwi – na szczęście były zamknięte. Harry’ego, który teraz wylizywał pucharek, bardzo rozbawiła moja reakcja.
- Harry, proszę cię – skarciła go matka, zabierając mu z ręki naczynie.
Udawał wielce zasmuconego, nadal nie chowając języka. Zwisał smutno z jego ust.
- Harry – odezwała się ponownie pani Styles.
 - Och, już nie bądź taka sztywna – rzucił, lecz posłuchał próśb rodzicielki. Dostrzegłam jak pani Styles stara się powstrzymać uśmiech - zapewne takie zachowanie Harry’ego było dla niej codziennością i po prostu cieszyła ją radość syna, nawet jeśli wynikała z takich błahostek.
Mama lokatego wzięła puste pucharki i zaniosła je do kuchni. Po chwili wróciła, niosąc jakąś książkę.
- Ooo, nie! – zaprotestował natychmiast Harry.
- Oj tak, syneczku – momentalnie się rozpromieniła.
- Mamo, błagam! Będę gotować przez miesiąc!
- I tak będziesz – cmoknęła w jego stronę, po czym usiadła u mojego prawego boku. Teraz siedziałam pośrodku.
- W takim razie, ja wychodzę – oznajmił chłopak, wstając.
- Im więcej dąsania się, tym więcej wstydliwych zdjęć pokażę. – Na te słowa Harry natychmiast usiadł.
A więc to nie była żadna książka, tylko album ze zdjęciami. Byłam ciekawa, co skrywa w środku. Musiałam przyznać, że szczególnie interesowały mnie te wstydliwe fotografie.
- O! Popatrz, jaki był uroczy – zachwyciła się pani Styles.
- Był? – spytał chłopak naburmuszony.
Zdjęcie przedstawiało Harry’ego w niebieskiej koszulce i białej kamizelce. Miał około trzy lata i grzywkę obciętą jak od garnka. Jego włosy miały znacznie jaśniejszy kolor niż teraz, a na twarzy widniał słodki uśmiech szczęśliwego dziecka.
- Rzeczywiście, uroczy – przytaknęłam. Zauważyłam, że lokatemu podniosły się kąciki ust.
- A tutaj Harry podczas finału mistrzostw w baseball’u dla juniorów i Gemma obok niego! Wygrali ten mecz! – emocjonowała się pani Styles.
- Nie wspominałeś, że jesteś mistrzem baseball’u – zwróciłam się do Loczka. Jednak w rzeczywistości nie to mnie interesowało. Byłam ciekawa, kim jest bardzo ładna brunetka, stojąca obok Styles’a. W przeciwieństwie do niego nie miała na sobie stroju baseball’owego i wyglądała na nieco starszą.
- Byłem – odpowiedział mi Harry. – W pierwszej klasie podstawówki. I założę się, że umierasz z ciekawości, więc oszczędzę ci dalszego cierpienia – wyszczerzył się chytrze. – Gemma to moja starsza siostra – oznajmił, jakby czytał mi w myślach.
- Że masz siostrę też nie wspominałeś – zauważyłam z lekkimi pretensjami w głosie.
- Jeszcze wiele rzeczy o mnie nie wiesz – odparł tajemniczo.
- Czwarte urodziny Harry’ego! – pani Styles przerwała naszą wymianę zdań.
Tym razem fotografia przedstawiała Loczka wpatrującego się w obiektyw i mającego na sobie piżamkę z Goofy’m.
- To przez długi czas była moja najukochańsza zabawka – chłopak wskazał na robota, którego mały Harry trzymał w ręce. – A ty kiedy masz urodziny?
- Dwudziestego pierwszego listopada – odparłam.
- To przecież za niecałe trzy tygodnie! – Styles mocno się przejął. – Czemu wcześniej nie mówiłaś?!
- Nie było okazji – wzruszyłam ramionami.
Widziałam w jego oczach, że po głowie krążyła mu teraz masa myśli. Zapewne zastanawiał się, jaki dać mi prezent. „No pięknie, i co narobiłaś?”, skarciłam się w myślach. Znając Harry’ego, będzie szukał jakiegoś fenomenalnego prezentu, a to oznaczało duże wydatki.
- Robisz imprezę? – spytał ponownie.
- Nie.
- Dlaczego? – zdziwił się.
- Nie wiem, tak po prostu – wzruszyłam ramionami.
- Ale…
- Potem sobie to obgadacie – przerwała mu pani Styles. – Teraz czas na jedno z moich ulubionych zdjęć!
- Mamo, nie! – protestował chłopak, lecz na próżno, gdyż jego rodzicielka właśnie położyła album na moich kolanach.
Dostrzegłam małego Harry’ego stojącego zupełnie na golasa pośrodku pokoju przepełnionego ludźmi. Sądząc po choince w tle, zapewne była to Wigilia.
- Mamo – powtórzył lokaty błagalnie z rumieńcami na policzkach.
- Oj, nie wstydź się. Byłeś pięknym dzieckiem – pocieszyłam go.
- Nadal jestem piękny! – prychnął. – Zresztą, zemszczę się.
Spojrzałam na niego pytająco, nie rozumiejąc, o czym mówi.
- Mama Grace zaprosiła mnie na sobotę o trzeciej – zwrócił się do swojej rodzicielki. – Mamy wtedy coś w planach?
- Nie, możesz iść.
Słysząc to, Harry odwrócił się w moją stronę z szyderczym uśmiechem. „O, nie”, pomyślałam.

***
- Grace, błagam, skończ już to – usłyszałam po raz kolejny głos Faith.
Siedziałam naprzeciwko jej brata, wpatrując się groźnie w jego oczy. Jak zwykle, dałam się wciągnąć w jedną z głupich gierek Lou. Tym razem była to wojna na wzrok – kto dłużej wytrzyma patrząc zabójczo na przeciwnika, ten wygrywa!
- Nie rozpraszaj ich! – uciszył ją Liam, który pełnił rolę sędziego.
- Znajdź sobie w końcu dziewczynę, może dzięki niej będziesz mieć kreatywniejsze zajęcia – mruknęła Iris.
- Sugerujesz, że moje gry nie są kreatywne? – spytał Louis z urazą w głosie, nie przestając się we mnie wpatrywać.
- Sugerujesz także, że powinien znów grać na gitarze w środku nocy? – Liam na moment odwrócił się w stronę moich przyjaciółek.
- Nie – jęknęła jego siostra.
- I umówmy się, że znajdę sobie dziewczynę dopiero, kiedy ty znajdziesz sobie chłopaka – oznajmił, odwracając się z powrotem w naszą stronę.
- Już go mam – odparła Iris niepewnie.
- Dobrze wiesz, że ja go nie uznaję – powiedział Liam ostrym tonem.
Sądziłam, że wdadzą się w dyskusję, ale wnioskując po ciszy, jaka nastąpiła, zapewne mieli za sobą już sporo kłótni na temat jej związku. Była to zapewne ciężka sytuacja dla Iris, ale ze strony Liam’a było to naprawdę kochane, że tak się martwił o siostrę. Zresztą, popierałam go w stu procentach – nie znosiłam Zayn’a.
Gdzieś w głębi mojej duszy odezwało się uczucie, którego się nie spodziewałam – zazdrość. Zazdrościłam Iris takiego zainteresowania ze strony brata. Zresztą, Faith była w podobnej sytuacji. Co prawda, ciągle przekomarzała się z Lou, lecz wiedziałam, że ten nie odda siostry w złe ręce. A jakie zainteresowanie okazywała mi Trina? Poza tym, że zaciekawił ją liścik, który Harry zostawił w jej rękach na początku naszej znajomości, nie zaangażowała się w nic więcej. Przebieg mojego życia był dla niej w dużym stopniu obojętny.
- Ha, wygrałem! – krzyknął nagle Louis, podnosząc się.
- Nieprawda! – zaprotestowałam. – Teraz to ja wygrałam walkowerem!
- On ma rację – odezwał się Liam.
- Kto jest mistrzem?! No kto?! – krzyczał Tomlinson, skacząc po fotelu, na którym wcześniej siedział.
- Nie wiem, czy to jakiś wyczyn, biorąc pod uwagę, że sam wymyślasz te wszystkie gry – odezwała się sarkastycznie Faith.
- Przymknij się, siostra – mruknął Tommo, po czym wrócił do świętowania.
- Grace, możemy już iść? – jęknęła Iris.
- Jasne – odparłam, wstając. – Lepiej myśl już nad nową grą, bo następnym razem cię pokonam! – posłałam Louis’emu ostatnie groźne spojrzenie.
- Pff, ty zawsze przegrywasz! – zaśmiał się.
Niestety, była to prawda. Właściwie, nie rozumiałam, dlaczego nadal z nim grałam, skoro zawsze kończyło się to moją porażką. Chyba po prostu za bardzo lubiłam tego debila, by odmówić wzięcia udziału w jego wygłupach.
W chwili gdy nasza trójka szła na górę, chłopcy zdążyli wymyślić kolejną zabawę.
- Łap! – krzyknął Louis, rzucając Liam’owi jedną z pięknych waz, stojących w salonie Payne’ów.
Ponad barierką schodów ujrzałam, jak Liam w ostatniej chwili rzuca się na ziemię, by złapać przedmiot. Odetchnął z ulgą, gdy mu się to udało.
- Stary, pogięło cię?! To ulubiona waza mojej mamy!
- Ja tam nadal nie rozumiem, po co w ogóle coś takiego. To nadaje się tylko na kubeł na piwo – stwierdził Louis. W momencie wypowiedzenia tych słów na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
„Ocho, Tomlinson wpadł na kolejny pomysł”. Przystanęłam na schodach, by móc zobaczyć ostateczny przebieg wydarzeń.
- Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! – zagroził mu Payne, lecz po chwili zastanowienia miał taką samą minę jak Louis. – Weź tamtą ze stolika! Dostaliśmy ją od babci, ale mama jej nie znosi, więc w razie czego zrobimy jej przysługę.
Gdy Tomlinson wypełnił jego polecenie, obaj ruszyli do kuchni, by zrealizować swój plan.
„No pięknie”, pomyślałam.
- Grace, idziesz?! – usłyszałam krzyk dobiegający z pokoju Iris.
Wbiegłam szybko po ostatnich schodkach, po czym skierowałam się na prawo i stając w progu oznajmiłam:
- Jestem!
- Nareszcie – Faith wywróciła oczami. – Chodź tu! – poklepała wolne miejsce obok siebie.
Siedziałyśmy na łóżku, zajadając się żelkami i popijając je Colą oraz rozmawiając na beztroskie tematy. Musiałam przyznać, że stęskniłam się za tym, bo ostatnio Iris nie miała dla nas zbyt wiele czasu. Ale obiecała, że to się zmieni.
- Już lepiej się znamy, dobrze nam się układa, więc spotkania z Zayn’em nie są już takie pilne – oznajmiła z uśmiechem.
- Dlaczego ty nadal zawracasz sobie nim głowę – jęknęła Faith.
- Dokładnie – skinęłam, w pełni popierając przyjaciółkę.
- Zdziwiłybyście się, jakim potrafi być gentlemanem! Naprawdę, nawet mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się, że jest tak dobrze wychowany.
- Nic dziwnego, skoro jego tata jest biznesman’em – mruknęłam niechętnie.
- Skąd to wiesz? – zdziwiła się Iris.
Westchnęłam ciężko, jakby miało to powstrzymać setkę pytań, które pojawiłyby się zapewne tuż po moim wyznaniu.
- Byłam wczoraj na obiedzie z jego rodziną.
- Jak to?
- Opowiadaj! Jak było?
- Jak zachowywał się Zayn?
- Czy jego ojciec jest szefem mafii?
- Faith! – skarciła ją Iris.
- No co, tylko spytałam – odparła obronnie Tomlinson, jednak nie udało jej się powstrzymać krótkiego chichotu.
„Tak jak myślałam, nie podziałało”, stwierdziłam w myślach.
- Skończcie pytać, to wszystko wam opowiem – oznajmiłam.
Natychmiast zamilkły w oczekiwaniu, a ich oczy zrobiły się okrągłe jak talerzyki.
Opisałam dokładnie cały przebieg obiadu, nie pomijając ani jednego szczegółu. Dobrze wiedziałam, że gdybym coś ominęła, a w późniejszej rozmowie wspomniała o tym, nie zostałoby mi to wybaczone. W chwili, gdy wspomniałam, że Zayn przytrzymał mi drzwi, Iris niemal się rozpłynęła.
- Mówiłam, że prawdziwy z niego gentleman – powiedziała rozmarzona.
- Przytrzymał mi drzwi. Jeeej. Bohater roku, naprawdę jest co podziwiać – rzuciłam sarkastycznie. Co prawda, bardzo ceniłam sobie takie zachowanie u chłopaka, ale w przypadku Malik’a nic nie było w stanie zrekompensować jego pozostałych czynów.
- Czy wy naprawdę nie możecie chociaż udawać, że cieszycie się moim szczęściem? – Iris była po części zirytowana, po części smutna.
- Ej, ej! Tylko nam się tu nie smuć – Faith od razu ją przytuliła.
- Przepraszam, Iris – odezwałam się. – Ale ja naprawdę nie umiem cieszyć się z tego, że jesteście razem po tym, co się stało, kiedy wyszliśmy z restauracji.
- A co takiego się stało? – jej oczy lekko się rozszerzyły.
Przygryzłam wargę, lekko się wahając. Nie chciałam patrzeć na cierpienie przyjaciółki, ale obawiałam się, że ten koleś mógł chcieć zadać jej znacznie większy ból niż zrobiłyby to moje słowa.
- Powiedziałam mu, że jeśli cię skrzywdzi, to będzie miał do czynienia ze mną. Roześmiał się na kilka minut i nie umiał się uspokoić. Zaraz potem szepnął mi na ucho, że jesteś jego, a mnie gówno to powinno obchodzić – oznajmiłam poważnie.
Oczy Iris rozwarły się jeszcze szerzej, a po kilku sekundach dostrzegłam, że się zaszkliły.
- Nie płacz! – rzuciłam się natychmiast, by objąć przyjaciółkę. Czułam się winna, lecz wiedziałam, że tak będzie lepiej.

***
Gdy wracałam do domu deszcz lekko kropił, lecz było mi już wszystko jedno, jak będą wyglądać moje włosy – i tak miałam zamiar zaraz wskoczyć pod prysznic. Słuchałam z telefonu „Chasing cars”, wspominając randkę w klubie, kiedy to Harry dla mnie śpiewał.
Było dość chłodno, więc przyśpieszyłam kroku, chcąc jak najszybciej dostać się do domu. W tym momencie poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Osobnik szarpnął mną i obrócił w swoją stronę.
- Myślałaś, że tak łatwo się mnie pozbędziesz? – wybełkotał Jamie. Chwiał się lekko i śmierdziało od niego alkoholem.
___________________________________________________________

Pewnie będziecie złe za urwanie w takim momencie haha x
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i jeśli to nie problem, proszę o kolejne, bo one bardzo, ale to bardzo motywują!
W ciągu najbliższych 2 tygodni najprawdopodobniej pojawią się tylko 3 rozdziały, z racji iż wyjeżdżam i nie będę mieć dostępu do komputera. Napisałam 2 rozdziały na zapas i jestem w trakcie pisania trzeciego. Pierwszy jest dłuuugi, drugi mniej, ale postaram się, żeby trzeci również miał pokaźną długość :) Rozdziały będzie dodawać dla Was moja koleżanka, tak więc w notce pojawi się kilka słów ode mnie i być może także od niej ;) Proszę, byście nadal komentowały posty, ponieważ jeśli będę mieć wifi, to będę tu zaglądać, a jeśli nie to przeczytam wszystko po powrocie do domu! :)
Chciałabym Was zaprosić na blogi moich wiernych Czytelniczek: Catherine Grande (http://youaremyhorcrux.blogspot.com/) i Forever Yours (http://1dopowiadania.blogspot.com/). Dziewczyny, przeczytałam i skomentowałam u Was kilka pierwszych rozdziałów :) Za resztę zabiorę się w wolnej chwili x

Na koniec stwierdziłam, że pobawię się w Liebster Award :) Nominowała mnie: mrs.Malik (http://1d-forever-in-my-head.blogspot.com/).

1. Co skłoniło Cię do założenia bloga?
    Kończyłam poprzednie opowiadanie, naszedł mnie nowy pomysł, zaczęłam pisać i tak oto przedstawiam Wam tego bloga :)
2. Jak powstał pomysł na motyw opowiadania?
    Szczerze mówiąc nie pamiętam... Chyba po prostu wpadł mi do głowy pomysł, by opisać dziewczynę, która sama nie jest pewna, co powinna czuć i po prostu z zagubienia postanawia zakończyć swój żywot, a wtedy ratuje ją nieziemski przystojniak - Harry. Zaczęłam pisać pierwszy rozdział i samo jakoś poszło ;)
3. Gdyby nakręcono film jaki byłby jego tytuł?
    Taki jak opowiadania - "The falling leaf" (chyba, że polska produkcja, wtedy "Spadający liść") ;)
4. Ulubiony aktor/aktorka?
     Leonardo di Caprio <3
5. Czy masz zwierzę?
    Niestety nie :( Chyba, żeby liczyć mojego chłopaka, bo on jest czasem jak małpka haha (wiem, że to czytasz frajerze :*).
6. Trampki czy obcasy?
    Trampki :)
7. Czy masz jakieś marzenie?
    Maaasę! Jednym z nich jest wydanie książki ;)
8. Miłe wspomnienie z dzieciństwa?
    Siedzenie do wieczora na podwórku u mojej babci, kiedy było tu jeszcze sporo dzieci ;)
9. Byłaś kiedyś za granicą?
    Dużo razy :)
10. Którą dziewczynę chłopców z 1D lubisz najbardziej?
      Pezz x
11. Kto jest Twoim ulubieńcem w One Direction i dlaczego?
      Louis, za jego zwariowany sposób bycia i genialne poczucie humoru :)

Bardzo dziękuję za nominację, niestety ja nie nominuję nikogo, z racji iż nie chce mi się wymyślać pytań, mam nadzieję, że zrozumiecie xx
Całusy,
Olga

sobota, 19 lipca 2014

Rozdział siedemnasty

- No przyyyyyyjdź doooooo mnieeeeee – usłyszałam po raz kolejny przez telefon.
- Nie mogę, Harry – powtórzyłam piąty raz. – Za dwie godziny mam być u Iris, a muszę się jeszcze przebrać, uczesać i umalować.
- Uznajmy, że zajmie ci to trzydzieści minut, w takim razie zostanie ci jeszcze całe półtorej godziny! – wykłócał się.
- Dolicz jeszcze, że do Iris idzie się dwadzieścia minut, a spod twojego domu jeszcze dłużej.
- Moja mama z chęcią cię podwiezie!
- Tak, jestem tego pewna – wywróciłam oczami. – Nie opłaca mi się przychodzić do ciebie na godzinę. Ledwo przyjdę, już będę musiała iść.
- Nie opłaca? – usłyszałam smutny głos chłopaka. – A więc to o to chodzi. Nie opłaca się ze mną spotykać. Ok, rozumiem. Nie będę ci już przeszkadzać…
Ledwo umiałam powstrzymać śmiech, słysząc jego aktorski występ. Dobrze wiedziałam, że tylko się wygłupia, starając się wzbudzić we mnie litość.
- Uch, jesteś okropny! – narzekałam ze śmiechem. – Dobra, zgoda. Ale masz po mnie przyjść! Nie będę sama zasuwać w tym deszczu, podczas gdy ty będziesz sobie siedział w suchym i ciepłym domu.
- Zgoda! – ucieszył się. – W takim razie bądź gotowa za pół godziny! Pa!
- Pa! – odparłam ze śmiechem. To jedno słowo: „zgoda”, podziałało na Harry’ego niczym magiczna różdżka. Od ponad pięciu minut nie potrafiłam pozbyć się go z linii, a gdy tylko to powiedziałam, on sam się rozłączył.
Malowałam oczy, rozmyślając o moich relacjach z Harry’m. Gdy się poznaliśmy nie mogłam znieść jego towarzystwa. Denerwowała mnie jego arogancja i to, że nie umiałam się go pozbyć – był wszędzie tam, gdzie ja! Jednak z czasem okazał się być uroczy i naprawdę starał się o moje względy, co bardzo doceniałam. Jamie nie dorastał mu do pięt, nie mówiąc już o innych chłopakach, z którymi łączyło mnie coś maksymalnie dwa miesiące.
Co do jednego byłam pewna: Harry strasznie mi się podobał. Było to coś więcej niż zwykłe zauroczenie, ale nie mogłam jeszcze mówić o miłości.
„Jeszcze”, powtórzyłam w myślach, z uśmiechem na twarzy. „Czas pokaże, co dalej”.

***
- Wychodzę! – krzyknęłam kierując się do przedpokoju.
- Gdzie idziesz? – spytała mama, wychodząc z kuchni.
- Najpierw do Harry’ego na jakąś godzinę, a potem do Iris.
- Ooo, do Harry’ego – mojej rodzicielce zaświeciły się oczy. – Może też go do nas zaproś, co? Chciałabym go bliżej poznać.
- Może kiedyś.
- Jesteś okropna – stwierdziła z uśmiechem.
- Harry tak nie sądzi – puściłam jej oczko, zakładając buty.
- Całe szczęście! – zaśmiała się. – Biorąc pod uwagę jak byłaś do niego początkowo nastawiona, na pewno nie miał z tobą łatwo.
- Wiedział, że jest o co walczyć – uśmiechnęłam się.
W tym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi, więc szybko zarzuciłam na siebie kurtkę i podniosłam torebkę z podłogi.
- Idź już stąd! – szepnęłam błagalnie do mamy, otwierając drzwi.
Moim oczom ukazał się Harry wyglądający jak zmokły pudel, jednak mimo tego faktu, uśmiech nie znikał z jego twarzy.
- Dzień dobry! – krzyknął do mojej mamy, gdyż ta znikała już za rogiem. – Hej – zwrócił się do mnie. Zdawało mi się, że w tym momencie jeszcze bardziej się uśmiechnął, choć nie byłam pewna, czy to w ogóle możliwe.
- Cześć – odpowiedziałam, lecz natychmiast się odwróciłam, gdyż usłyszałam za sobą czyjeś kroki.
- Weź parasol – pouczyła mnie mama, wręczając mi przedmiot do ręki.
- Dzięki, mamo. My już lecimy – cmoknęłam ją w policzek na pożegnanie.
- Nie tak szybko!
„O nie!”, pomyślałam. „Co ona kombinuje?”.
Przeszła obok mnie, by stanąć naprzeciw lokatego.
- Harry, byłoby nam bardzo miło, gdybyś nas kiedyś odwiedził. Masz może czas w tę sobotę?
- Pogadam z mamą, czy nie ma nic w planach, ale raczej będę wolny – odparł, ożywiony tym zaproszeniem.
- Nie spytasz, czy ja mam czas? – obruszyłam się.
- Jestem pewna, że go masz – matka skarciła mnie wzrokiem. Wiedziałam, że zachowałam się niegrzecznie, ale poczułam się kompletnie wykluczona, jakby nikogo nie obchodziło moje zdanie. Zresztą, wiedziałam, że Harry nie przejmie się moją reakcją. Na początku naszej znajomości bywałam gorsza.
- No dobra, dobra. Masz rację – przewróciłam oczami. – A teraz przepraszamy cię, ale naprawdę musimy już lecieć. Nie mamy dużo czasu.
- Jasne, rozumiem – odparła, po czym odwróciła się z powrotem do Harry’ego. – W razie czego zapraszamy o trzeciej. Daj znać Grace, czy aby na pewno możesz.
- Oczywiście – skinął, po czym ucałował rękę mojej mamy na pożegnanie.
„Lizus”, przewróciłam oczami.
Wyszłam na zewnątrz, jednocześnie rozkładając parasol, lecz zaraz został mi on wyrwany, gdyż Harry uparł się, że to on będzie go nieść. Mama stała jeszcze przez chwilę w drzwiach, więc pomachaliśmy jej, gdy opuszczaliśmy moje podwórko.
- Możesz oddać parasol, moja mama już nas nie zobaczy – odezwałam się, gdy przeszliśmy kilka kroków od mojego domu.
- Sądzisz, że robię to pokazowo? – obruszył się.
- A nie?
- No dobra, masz rację. Trzymaj – wcisnął mi do ręki rączkę od parasola.
- Serio?! – oburzyłam się, śmiejąc się przy tym.
- Sama się prosiłaś – odpowiedział obronnym tonem.
Nie miałam pojęcia jak on to robił, lecz nawet takie przekomarzanie się oddziaływało na mnie w szczególny sposób. Coraz bardziej się w nim zatracałam: w jego sposobie bycia, w poczuciu humoru, a już szczególnie w jego pięknych, szmaragdowych oczach.
- Halo, ziemia do Grace! – usłyszałam nagle.
- Co? – ocknęłam się. Byłam tak pochłonięta myśleniem o nim, że nie usłyszałam, kiedy do mnie mówił.
- Ostatnia szansa: chcesz, żebym wziął ten parasol?
- Nie. Jestem samowystarczalną kobietą! – odparłam, naśmiewając się z przesadnych feministek.
- Przypomnij to sobie podczas nocy poślubnej – mrugnął do mnie, na co ja się zaśmiałam. – Tak w sumie to chyba coraz mniej pada, ten parasol nie jest już potrzebny – oznajmił, wysuwając się pod gołe niebo.
- Mam zaryzykować wyglądanie jak ty? – prychnęłam, wskazując na jego przemoczone włosy. – Raczej podziękuję. – Chociaż, prawda była taka, że zapewne i tak nie wyglądałam już zbyt korzystnie, bo wiatr jak zwykle uznał rozkopywanie moich włosów za świetną zabawę.
- Już nie rób z siebie takiej paniusiu – odparł chłopak, idąc tyłem, a przodem do mnie. Zaczął udawać, że co chwilę poprawia włosy i przegląda się w lusterku. Byłam tak zajęta obserwowaniem jego poczynań, że w ostatniej chwili dostrzegłam, że wszedł na ulicę na czerwonym świetle, a w jego stronę właśnie pędziło auto.
- Harry, uważaj! – krzyknęłam, ciągnąc go z powrotem na chodnik.
Kierowca, co prawda, zdążył go zauważyć i zwolnił, ale mimo wszystko, mogło się to źle skończyć dla Styles’a, gdybym go nie wciągnęła. Samochód zatrąbił, mijając nas.
Chłopak odetchnął z ulgą. Przez moment widziałam strach w jego oczach, lecz zaraz powrócił do nich dawny Harry.
- Uratowałaś mi życie. Teraz jestem ci winien swoje – stwierdził, kłaniając się przede mną.
- Daj spokój – zaśmiałam się. – Przed chwilą prawie zostałeś potrącony przez samochód, a już sobie żartujesz – wywróciłam oczami.
- Ja sobie nie żartuję – oznajmił ze sztuczną powagą. – Moje życie należy teraz do ciebie.
- W takim razie po prostu nie daj się zabić – odparłam, naciskając przycisk świateł.
Przekroczyliśmy jezdnię, gdy ujrzeliśmy zielony kolor. Minęliśmy jeszcze dwie przecznice i znaleźliśmy się przed domem Styles’ów.
- Uprzedziłeś mamę, że przyjdę? – spytałam, gdy wkładał klucze do drzwi.
- Nie, ale będzie przeszczęśliwa – wyszczerzył się.
- Co?!
Jednak nie zdążyłam go powstrzymać, gdyż właśnie nacisnął klamkę.
- Już jestem! – krzyknął, gdy weszliśmy.
W odpowiedzi usłyszeliśmy głos dochodzący z salonu:
- Właśnie miałam robić deser, chcesz też syn…? – pani Styles urwała na mój widok, gdy weszła do przedpokoju. – O, dzień dobry – uśmiechnęła się. Wyglądało to szczerze, jakby rzeczywiście nie przeszkadzał jej niezapowiedziany gość. – Miło cię znowu widzieć, Grace.
- Mnie panią również, dzień dobry – uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Macie ochotę na deser?
- Dobrze wiesz, że ja zawsze mam – odparł lokaty. – A ty, Grace?
- Jasne.
- W takim razie siądźcie sobie gdzieś, a ja przygotuję najlepszy deser, jaki w życiu jedliście – mrugnęła do nas, przechodząc do innego pomieszczenia.
Pani Styles wydawała się być bardzo życzliwą i otwartą na ludzi osobą. Wyglądała na szczęśliwą, mimo że mieszkała wyłącznie ze swoim synem. Jednak przypuszczałam, że to właśnie on dawał jej tyle szczęścia – wyglądali na bardzo zżytych.
- Chodź na górę – odezwał się Harry, gdy oboje zdjęliśmy kurtki i buty.
Zaprowadził mnie do swojego pokoju . Rzeczywiście, jak mówił przy mojej pierwszej wizycie, wyglądało na to, że na ogół panował tu spory bałagan. Zanim mogłam usiąść, Harry zgarnął kupkę ciuchów rzuconych byle jak i w podobnym stanie zostawił je w szafie. Oprócz tego na łóżku walały się papierki po cukierkach i jakieś podarte kartki. Jedynym czystym elementem była idealnie poskładana bielizna – zapewne pani Styles zostawiła Harry’emu pranie.
- Calvin Klein – zauważyłam.
- Zapewniam, że te bokserki wyglądają sto razy lepiej na mnie – rzekł chłopak, poruszając śmiesznie brwiami.
- Wybacz, ale trochę wątpię – powiedziałam zadziornie.
- Możesz sama sprawdzić – odparł, podnosząc koszulkę i odsłaniając zapięcie spodni.
- Raczej podziękuję – zaśmiałam się.
Zadziwiające było, jak swobodnie nam się o tym żartowało. Przy Jamie’m unikałam takich tematów, obawiając się, że będzie na coś liczyć. Nie chciałam mu się oddawać, a przynajmniej jeszcze nie wtedy.
„No cóż, nie doczekał się swojej kolejki”, pomyślałam.
Nie oznaczało to oczywiście, że miałam zamiar zaraz rzucić Harry’ego na łóżko, szepcząc mu do ucha, żeby mnie brał. Uśmiechnęłam się na tę myśl, gdyż w mojej głowie wyglądało to dosyć zabawnie.
- O mnie tak fantazjujesz? – usłyszałam głos lokatego. Najwyraźniej zauważył moją minę.
- Chciałbyś.
- Nie przeczę – uśmiechnął się zawadiacko, na co się zaśmiałam. – No, już idealny porządek! – oznajmił radośnie, chowając bieliznę do szuflady. – Siadaj!
Spełniłam jego prośbę, udając, że nie widzę bałaganu w pozostałych częściach pokoju. Chłopak usiadł obok, objął mnie i przyciągnął do siebie.
- Tęskniłem za tobą – oznajmił, nie odsuwając się.
- Przecież widzieliśmy się wczoraj przed obiadem. – Udawałam, że przesadza, lecz tak naprawdę uważałam jego wyznanie za urocze.
- Mnie tam wystarczyło – uśmiechnął się, odsunąwszy się na tyle, by móc na mnie spojrzeć. – Wiesz za czym jeszcze tęskniłem? I to od wielu, wielu dni.
Spojrzałam na niego pytająco, oczekując wyjaśnień. Po kilku sekundach przekonałam się, że odpowiedź nie wymagała żadnych słów.
Usta Harry’ego były ciepłe i delikatne. Najpierw całował nieśmiało, lecz z każdą sekundą coraz bardziej zmysłowo – zapewne nasza wcześniejsza rozmowa tak na niego podziałała. Z początku trzymał moją twarz w dłoniach, lecz po chwili jego prawa ręka zsunęła się na moją szyję, a następnie na plecy, by mógł przyciągnąć mnie bliżej. Objęłam go, również dbając o odpowiednią bliskość. Wczepiłam paznokcie w jego plecy, uniemożliwiając mu odsunięcie się. Przez mój umysł przemknęło pytanie, czy chłopak aby na pewno zamknął drzwi. Harry chyba zauważył moje rozkojarzenie, bo starał się całować jeszcze lepiej, w związku z czym prędko zapomniałam o moich obawach.
Trwaliśmy w tej czynności przez długą chwilę. Momentami tak się wczuwałam, że zapominałam o nabieraniu powietrza. Gdy tylko próbowałam się odsunąć, by uzupełnić zapas tlenu, chłopak natychmiastowo się przysuwał. Miałam do wykorzystania ułamki sekund, aby nie zacząć się dusić.
- Potrzebuję powietrza – wyszeptałam w końcu, wykorzystując moment rozdzielenia.
- Ja jestem twoim powietrzem – odpowiedział również szeptem, uśmiechając się ciepło.
Ponownie się przysunął, jednak tym razem tylko mnie cmoknął.
- Powiem ci, że jesteś w tym świetna – oznajmił, podczas gdy ja ciężko dyszałam.
- Naprawdę tak sądzisz?
- Naprawdę.
Coś wewnątrz mnie zaczęło skakać z radości. „Jamie nigdy mi czegoś takiego nie powiedział”, pomyślałam. „NIGDY”.
- Jesteś dla mnie bardzo ważna, wiesz? – oznajmił z poważną miną. W tym momencie wydawał mi się lekko zestresowany. Czyżby obawiał się, że tak naprawdę nie odwzajemniam jego uczuć?
- Ty dla mnie też – zapewniłam, uśmiechając się i przekładając mu niesforny lok na właściwe miejsce.
- Pamiętam , jak zaczęła się nasza znajomość, jak miałaś mnie cały czas dość i po prostu…
- Chcesz mieć pewność, że czuję to samo? – podsunęłam.
Skinął głową na „tak”.
- W takim razie bądź pewien – odparłam, po czym jeszcze raz go pocałowałam.
_________________________________________________________________

Chciałyście więcej Harry'ego, a więc macie :) Mam nadzieję, że ten rozdział podoba się Wam równie bardzo, jak mnie <3 Wydaje mi się, że to jeden z lepszych ;)
Bardzo Wam dziękuję, że nadal pojawiają się jakieś komentarze! A teraz prośba do Was: pod tym postem, oprócz opinii na temat rozdziału, zostawcie linki do swoich blogów wraz z jakimś krótkim opisem :) Chciałabym coś poczytać, a wolałabym się odwdzięczyć moim stałym Czytelniczkom, niż czytać jakieś nie wiadomo czyje opowiadania ;)
I ostatnia kwestia: macie snapchata? :) Jeśli tak i chciałybyście, żebym Was dodała, to napiszcie w komentarzu swoją nazwę xx
Całusy,
Olga

wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział szesnasty

- Grace – usłyszałam pouczający szept mamy. Najwyraźniej zauważyła moją nietypową reakcję.
Spojrzałam mulatowi głęboko w oczy. On również zdziwił się na mój widok, jednak szybko zdołał pohamować wszelkie emocje poza, typową dla niego, obojętnością.
„Uspokój się, Grace. To dla taty ważne spotkanie, nie możesz mu tego zepsuć”, pouczyłam się w myślach. Wzięłam głęboki wdech i wydusiłam „dzień dobry”, gdy ojciec mnie przedstawiał. Postanowiłam kompletnie zignorować obecność Zayn’a, a w razie czego udawać, że go nie znam.
Początek obiadu minął całkiem zwyczajnie, jak inne, na których już byłam. Oczywiście, zamówiłam moje ukochane sushi i to na tym postanowiłam skupić całą swoją uwagę. Zresztą, rozmowa nie była szczególnie ciekawa – ojcowie rozmawiali głównie o biznesie. Później wkręcili również mamy do rozmowy, ale nadal nie było to nic interesującego.
W końcu nadszedł ten okropny moment, kiedy to postanowili wykorzystać swoje dzieci do dalszego ciągnięcia rozmowy.
- Do jakich szkół chodzicie? – spytał nas pan Malik, takim tonem, jakby była to najciekawsza informacja dzisiejszego dnia. Zresztą, może była!
- Newman High School – odparła Trina, zanim wzięła do ust kolejny kęs kurczaka po tajsku.
Przegryzłam kawałek krewetki z ryżem, który właśnie miałam w ustach, by odezwać się bez ryzyka zrobienia wstydu sobie oraz rodzicom. Jednak w chwili, gdy połknęłam jedzenie i miałam zamiar się odezwać, ktoś zrobił to za mnie:
- Grace chodzi ze mną do szkoły – odezwał się Zayn.
W sumie byłam trochę zdziwiona, że zapamiętał moje imię. Nie sądziłam, że interesował go ktokolwiek, poza jego ekipą. Chociaż szczerze mówiąc, wątpiłam, czy pamiętał imiona wszystkich swoich „faneczek”.
Rodzice również się zdziwili, lecz z zupełnie innego powodu – nie rozumieli, dlaczego nie przyznaliśmy się od razu, że się kojarzymy.
- Jakoś nie mieliśmy okazji pogadać w szkole – mulat wzruszył ramionami.
To nasz stolik. Albo grzecznie się stąd wyniesiecie, albo sami się was pozbędziemy.
„Jasne, nie było okazji”, pomyślałam ironicznie, wspominając sytuację ze stołówki sprzed kilku tygodni. Jednak skinęłam głową na znak aprobaty, by móc wreszcie skończyć ten temat.
- Może niedługo uda wam się lepiej poznać, biorąc pod uwagę, że możemy zacząć się regularnie spotykać na obiadach. – Mój tata najwyraźniej uznał to za genialny pomysł.
„BŁAGAM, TYLKO NIE TO”, pomyślałam, przerażona wizją ojca. Po minie Zayn’a domyśliłam się, że właśnie pomyślał to samo.
Na szczęście, reszta obiadu minęła nam bez takich „szalonych” pomysłów. Co nie zmienia faktu, że dorośli za wszelką cenę starali się wzbudzić nasze zainteresowanie rozmową, dlatego często się do nas odnosili, albo poprzez odpowiedni dobór słów zmuszali nas do odezwania się do siebie nawzajem. Oczywiście, nie obejmowało to tylko mnie i Zayn’a, lecz także Trinę. Widziałam, że ją również nuży zachowanie naszych rodziców. Był to choć jeden plus – dzieliłam z kimś swój ból. Niestety, mimo naszego niezadowolenia, musiałyśmy zgrywać przeszczęśliwe, że możemy uczestniczyć w tym spotkaniu. Wszystko dla naszego taty.
„Nawet sushi nie jest tego warte”, pomyślałam.
Poczułam ulgę, gdy kelnerka przyniosła rachunki. To beznadziejne popołudnie nareszcie miało się skończyć. Gdy ojcowie zapłacili, wszyscy zaczęli wstawać od stołu. Rodzice szli przodem, za nimi Trina i ja, a na końcu Zayn. Postanowiłam trochę zwolnić, by wyrównać krok z mulatem.
- Za mało ci mnie jeszcze? – spytał. Zapewne miała to być zaczepka, lecz mnie odpychało wszystko, co mówił.
- Starczy na długi czas – odparłam, po czym zamilkłam na chwilę.
- Więc po co do mnie podeszłaś? – spytał w końcu, przytrzymując mi drzwi wyjściowe.
„Hm, przynajmniej zna jakieś podstawy kultury”, pomyślałam. „Chwila! Podstawy kultury?! Grace, nie daj się zwieść jednym głupim czynem, o którym zapewne by zapomniał, gdyby nie było tu jego rodziców. Pamiętasz stołówkę?”, skarciłam się w myślach.
Nasze rodziny kierowały się już na parking, więc był to najwyższy czas, bym powiedziała to, co męczyło mnie od początku obiadu.
- Jeśli skrzywdzisz Iris, dorwę cię – powiedziałam, najgroźniej jak umiałam.
W tym momencie stało się coś, czego kompletnie się nie spodziewałam. Mulat roześmiał się w głos i nie umiał pohamować tego nagłego napadu śmiechu. Zwrócił tym nawet uwagę naszych rodziców, do tej pory tak bardzo zajętych sobą.
- Co takiego się stało? – spytała pani Malik.
- Nie sądziłem, że Grace jest taką zabawną osobą – odpowiedział jej syn, wycierając łzy z kącików oczu.
- Ja też nie – stwierdził tata szczerze, czym rozbawił rodziców chłopaka. – Opowiedz nam też – poprosił.
- Nie przeglądacie takich stron jak my, więc nie zrozumiecie – zbyłam go.
- Ach, ta młodzież – westchnęła moja mama.
Podczas gdy rodzice wrócili do swojej dyskusji, Zayn przysunął się do mnie z uśmiechem i nadstawił swe usta, tuż nad moim uchem, po czym szepnął:
- Iris jest moja i gówno ci do tego.
Odsunął się ode mnie, nadal się uśmiechając. Wyglądał po prostu na szczęśliwego chłopaka i zapewne tak postrzegała go stojąca obok nas Trina. Jednak ona nie usłyszała tego, co ja.

***
Zwolniłam kroku i przejrzałam się w szybie zamkniętego już sklepu, znajdującego się obok kawiarni „Emily’s”. Poprawiłam włosy, niszcząc inwencję twórczą wiatru, który zarzucił mi każdy kosmyk w inną stronę, niż powinien być.
Jesień była, w moim przekonaniu, najokropniejszą porą roku. Nic, tylko w kółko deszcz, wiatr i chłód. Na dodatek rośliny zrzucające liście od zawsze przypominały mi obumierające istoty. Lecz właśnie dlatego kochałam wiosnę – to, co umarło jesienią, budziło się wtedy do życia. Z kolei zima, pomimo mrozu, kryła w sobie srogie piękno. Świat pokryty śniegiem wyglądał, jakby był przykryty gigantyczną puchową kołdrą, a obumarłe jesienią rośliny zdawały się pod nią spać, czekając na swój czas. Natomiast lato było czasem największej radości i beztroski. Tylko w jesieni nie umiałam znaleźć jej własnego oryginalnego piękna. Oczywiście, opadłe liście tworzyły w parkach niesamowite mozaiki kolorów, lecz najczęściej nie miałam nawet okazji ich podziwiać, ponieważ wolałam chronić się przed deszczem w suchych pomieszczeniach.
„Po prostu nie lubię wilgoci”, pomyślałam, podsumowując swoją refleksję.
Ruszyłam pewnym krokiem w kierunku „Emily’s”. Było sobotnie popołudnie, więc miejsce tętniło życiem z racji, iż była to ulubiona kawiarnia większości nastolatków z okolicy. Zawdzięczała to zapewne niezbyt wysokim cenom, połączonym z dobrą jakością sprzedawanych produktów.
Gdy weszłam, przeleciałam wzrokiem po pomieszczeniu, szukając znajomej twarzy. W końcu ją odnalazłam, po prawej stronie kawiarni, blisko lady.
- Hej – przywitałam się z chłopakiem, siadając naprzeciwko.
- Cześć – na jego twarzy pojawił się uśmiech, a niebieskie oczy wypełniła radość.
- Przepraszam za spóźnienie, obiad się przedłużył – usprawiedliwiłam się.
- Spoko, nie ma sprawy. I jak, kolejny nudny obiad służbowy, czy może jednak stało się coś ciekawego?
Zastanowiłam się przez ułamek sekundy, po czym odparłam:
- W sumie było pewne zaskoczenie.
Nie chciałam go okłamywać. Zresztą, miałam zamiar porozmawiać o tym z Iris i Faith, więc mógłby się później przypadkiem dowiedzieć, a nie chciałam ryzykować utraty zaufania.
- Jakie? – dociekał, podjadając ciasto z talerzyka.
- Rodzina, z którą go spędziliśmy to rodzina Malik’a.
Niall nieco spochmurniał, słysząc to nazwisko. Jednak nie wydawał się ogarnięty gniewem, a to tego się spodziewałam, więc jego reakcja nie była najgorsza.
W tym momencie podeszła do nas kelnerka. Zapisała sobie moje zamówienie, kawę karmelową i sernik z brzoskwiniami, po czym odeszła, by obsłużyć kolejnych klientów.
- On też tam był? – spytał, kontynuując naszą rozmowę.
- Tak.
- I co, zachowywał się jak primadonna?
- W sumie, nie – dopiero teraz zauważyłam, że Zayn zachowywał się wyjątkowo normalnie. – Nie był szczególnie rozmowny, ale tak samo ja i Trina. Pewnie też nie chciał tam być.
- Odzywał się do ciebie? – blondyn nie przestawał zadawać pytań.
- Nie. Zdziwił się, kiedy mnie zobaczył, ale udawał, że się nie znamy, zresztą ja tak samo. Dopiero, kiedy jego ojciec spytał mnie i Trinę, gdzie się uczymy, Zayn powiedział, że chodzimy do tej samej szkoły, ale jakoś nie mieliśmy okazji się poznać.
- Pieprzony kłamca – syknął chłopak.
- Niall, ocal ją – powiedziałam nagle, bez żadnego kontekstu.
- O czym ty mówisz? – nie zrozumiał.
- Iris. Powiedz jej, co czujesz.
Blondyn natychmiast opuścił wzrok, lecz zdążyłam dostrzec smutek w jego oczach. Chwilę milczał. Następnie podniósł głowę, a w jego spojrzeniu nie dało się odnaleźć śladu poprzednich uczuć. Teraz widziałam tylko zadowolenie i pewność siebie.
- Nie mam zamiaru już w to grać – odezwał się spokojnym głosem. – Zmarnowałem swoją szansę, to fakt. Ale właściwie, czy aby na pewno kiedykolwiek ją miałem? Jej zawsze się ktoś podobał i to nigdy nie byłem ja. Z reguły wybierała kolesi podobnych do Zayn’a. Żeby się jej spodobać, chyba musiałbym stać się kompletnym dupkiem – podsumował.
- W sumie, coś w tym jest. Ona po prostu ma zły gust, jeśli chodzi o facetów – stwierdziłam.
- W każdym bądź razie, tak jak mówiłem, nie mam zamiaru już w to grać. Mam teraz na oku taką słodką blondynkę, z którą chodzę na matmę – uśmiechnął się.
- Będziesz podrywać inną? – nie dowierzałam. Od czterech lat nie widział świata poza Iris. Nie chciał nawet myśleć o innych dziewczynach, a teraz, kiedy mógłby jej najbardziej pomóc, uwalniając ją od Zayn’a, nagle zrezygnował…?
- Tak – skinął. – Dość już tej bezsensownej miłości. Nasz związek nigdy nie miał szans istnieć.
- Definitywnie? – spytałam z resztką nadziei.
- Definitywnie.
Chłopak wyglądał na pewnego swojej decyzji, a to mnie niepokoiło. Co teraz będzie z Iris? Niall jest dla niej ważny, może gdyby poznała prawdę, zdałaby sobie sprawę, że ona jednak też coś do niego czuje. Ale on postanowił się poddać bez walki…
Iris jest moja i gówno ci do tego.
„Ocal ją”, posłałam blondynowi nieme błaganie.
______________________________________________________

Jeej, już jest nowy rozdział :D Kompletnie nie wiedziałam jak się za to zabrać, ale na szczęście jakoś samo poszło i w sumie jestem zadowolona :)
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem <3 Dodałam go w nocy i nie sądziłam, że ktokolwiek się tu odezwie. Rano wstaję, a tu już 6 komentarzy i po prostu nie mogłam pohamować swojego szczęścia :')
Informacje o nowych rozdziałach wszystkich moich opowiadań (chwilowo piszę tylko to), kolejnych częściach historii, które już zakończyłam, itp. pojawiają się na facebook'u [klik]. Nie zmienia to oczywiście faktu, że nadal informuję na twitterze :)
Zmieniłam system reklamowania się na moim blogu, jeśli chcecie to zrobić po prostu wklejcie link i np. opis opowiadania w komentarzu w zakładce Reklamy.
Mam nadzieję, że i tym razem zostawicie po sobie jakiś ślad w formie komentarzy, choć oczywiście nie jest to obowiązkowe :)
Całusy,
Olga

czwartek, 10 lipca 2014

Rozdział piętnasty

Gdy się obudziłam na zegarku widniała godzina 12:42, jednak nie czułam się wypoczęta. Początek nocy był dla mnie ciężki. Nie umiałam zasnąć, a w moim umyśle ciągle rozgrywała się scena z klubu. Powtarzałam w myślach, że nie powinnam zaprzątać sobie niepotrzebnie głowy, lecz nie przynosiło to żadnych efektów.
Sięgnęłam ręką po telefon na szafce i zauważyłam, że dostałam sms’a. Kliknęłam „wyświetl”, a moim oczom ukazała się treść wiadomości:

Harry
:)

Tylko tyle. Zwykła minka, nic poza tym. A jednak… Podziałało to na mnie kojąco i sprawiło, że automatycznie się uśmiechnęłam. Kliknęłam odpisz, po czym wpisałam „:))”.  Nie musiałam długo czekać na odpowiedź, gdyż już po chwili usłyszałam dźwięk sms’a.

Harry
Może się dziś spotkamy? :)

Moje palce natychmiast zaczęły wystukiwać odpowiedź:

Może spacer za pół godziny? :)

Harry
Wpadnę po Ciebie xx

Wygrzebałam się z łóżka i udałam do łazienki, by doprowadzić się do porządku. Przepłukałam twarz zimną wodą, po czym otarłam ją lekko ręcznikiem i spojrzałam w lustro. Wzrok miałam smutny i zgaszony, a pod oczami widniały cienie, które były owocem nieprzespanej nocy.
„Nie przejmuj się tak”, pomyślałam, by dodać sobie otuchy. Jednak dobrze wiedziałam, że nie umiem się nie przejmować. Pomimo, że nasz związek trwał zaledwie trzy miesiące, Jamie był ważną częścią mojego życia przez ponad pół roku – bo tak długo musiał się starać, abym w końcu została jego dziewczyną. Gdy byliśmy razem, wątpiłam, że uda nam się być ze sobą już zawsze… Lecz nie sądziłam, że nasze relacje skończą się tak nagle i w tak okrutny sposób. Przecież nie zasłużyłam sobie na to, by mnie tak potraktował… By zrobił sobie przerwę na inną, kiedy ja chwilowo mu się znudziłam…
„Dość!”, zganiłam się w myślach. „Teraz musisz się wyszykować na spacer z porządnym kolesiem”, postanowiłam.
Chwila. Porządnym? W sumie, skąd miałam mieć taką pewność…? Harry wydawał się być uroczy i troskliwy, to fakt. „Ale Jamie też taki był”, przeszło mi przez myśl. W tej chwili poczułam się kompletnie zagubiona, bo właśnie traciłam wiarę w chłopaka, który ostatnio był moją nową nadzieją.
„Jak możesz porównywać Harry’ego z Jamie’m?”, skarciłam samą siebie. „Styles uratował ci życie, które chciałaś sobie odebrać przez tego debila Jamie’ego. Czy Harry zasłużył sobie na porównywanie z kimś takim?”.
- Nie – odpowiedziałam sobie na głos, po czym ponownie zabrałam się za poranną toaletę.

***
Dokładnie w chwili, gdy odstawiłam talerz ze śniadania do zmywarki, usłyszałam dzwonek do drzwi.
- To do mnie! – krzyknęłam, zatrzymując siostrę, która już szła, by otworzyć.
- Wychodzisz na długo? – z salonu usłyszałam głos mamy.
- Na jakąś godzinę.
- O trzeciej jesteśmy umówieni na obiad z potencjalnym współpracownikiem taty i jego rodziną. Bądź w domu najpóźniej pół godziny przed, dobrze?
- Dobrze! – krzyknęłam, przekręcając zamek w drzwiach.
- Cześć – przywitał się Harry, z nieodłącznym uśmiechem na twarzy.
Zamknęłam za sobą drzwi, po czym w odpowiedzi rzuciłam mu się na szyję. Po prostu poczułam taką potrzebę. Jego widok mnie cieszył i działał kojąco.
- No już, już! Ja też cieszę się, że cię widzę – zaśmiał się lekko. – A więc, gdzie chciałabyś się przejść?
- Gdzieś niedaleko, tylko po okolicy, bo muszę wrócić za jakąś godzinę.
- A mogę wiedzieć czemu? – spytał, gdy ruszyliśmy. – Może spotykasz się ze swoim kandydatem numer dwa?
- Nie, głupku – szturchnęłam go w żebra. – Idziemy na obiad z rodziną potencjalnego współpracownika taty.
- Widzę, że szykuje się gruba biba!
- Jasne – parsknęłam śmiechem. – Te obiady są zawsze takie nudne… W sumie nie rozumiem, po co rodzice nas do tego zmuszają, mogliby przecież iść sami. Ale mama zawsze powtarza, że tak po prostu wypada – wywróciłam oczami. – Jedyny plus jest taki, że możemy sobie dobrze zjeść.
- W takim razie moim zdaniem warto – uśmiechnął się. – Dobra wyżerka to podstawa dobrze przeżytego życia!
- Naprawdę, to twój największy życiowy cel? – zaśmiałam się ponownie.
- Do niedawna byłaś nim jeszcze ty, ale zostałaś już skreślona z mojej listy, jako ukończona misja.
Spojrzałam na niego zagubiona, gdyż te słowa przypomniały mi moje dzisiejsze wątpliwości, co do tego, czy Harry rzeczywiście jest porządnym facetem.
- Ej, co jest? – natychmiast się zorientował. – Grace, ja tylko sobie żartuję. Uśmiechnij się!
Zrobiłam, o co prosił, lecz było to nieco wymuszone. Chłopak zauważył to i westchnął.
- Co stało się wczoraj w klubie? – spytał ostrożnie.
Milczałam. Przypomniałam sobie jak beznadziejnie czułam się po tym wydarzeniu. To był cios z przeszłości. Przeszłości, o której udało mi się już nie myśleć… A która postanowiła o sobie przypomnieć.
- Jeśli nie chcesz to nie mów, uszanuję to. Ale chcę, żebyś wiedziała, że po prostu martwię się o ciebie – mówiąc to, złapał mnie delikatnie za rękę.
Wzięłam głęboki oddech, po czym odezwałam się:
- Kiedy wracałam z toalety nagle ktoś złapał mnie za rękę.
- To byłem ja – skinął.
- Nie. Ciebie spotkałam później. Najpierw… – urwałam.
- Najpierw…? – ścisnął mocniej mą dłoń, by dodać mi sił.
Ponownie wzięłam głęboki oddech, aż wreszcie wyrzuciłam to z siebie:
- Najpierw spotkałam Jamie’ego.
Harry starał się udawać niewzruszonego, lecz zauważyłam, że kąciki jego ust lekko zadrżały.
- Złapał mnie za rękę. Gdy tylko zauważyłam, kto mnie trzyma, zaczęłam się wyrywać i krzyczeć, żeby mnie puścił. On nie słuchał. Mówił coś, że chce tylko ze mną porozmawiać. Wtedy znów zaczęłam krzyczeć – przerwałam, by przełknąć ślinę. – W końcu udało mi się wyrwać. Pobiegłam w najbardziej zatłoczoną część klubu, a kiedy miałam pewność, że go zgubiłam, poszłam cię szukać.
- I wtedy, to ja znalazłem ciebie – uśmiechnął się pokrzepiająco.
W odpowiedzi lekko kiwnęłam głową, po czym wbiłam wzrok w ziemię. Nagle chłopak zatrzymał się. Stanął naprzeciwko, delikatnie podniósł mi podbródek i spojrzał na mnie z ciepłem, bijącym z jego szmaragdowych oczu. Patrzył tak przez chwilę, po czym objął mnie i przyciągnął do siebie.
- Jesteś bezpieczna – szepnął.
W odpowiedzi ja również go objęłam, wdzięczna za to, jak się mną przejmuje. Lecz po chwili mój mózg zaczął przetwarzać jego słowa.
- Chodzi po prostu o to, – odezwałam się, odsuwając się lekko, by móc na niego spojrzeć. – że to było nagłe zderzenie z przeszłością, z którą teraz będę musiała się zmierzyć. Po prostu nie wiem, czy jestem na to gotowa. Myślałam, że mam to już za sobą…
- Nie ty, będziesz musiała się zmierzyć, lecz my. Jestem z tobą – posłał mi ciepły uśmiech.
- Przepraszam, ale to jest coś, z czym muszę się sama uporać. Nie chodzi o ciebie, bo naprawdę doceniam to, jak mnie wspierasz – odwzajemniłam uśmiech, który na moje słowa, zdążył już zniknąć z tej pięknej twarzy. – Po prostu muszę udowodnić przed samą sobą, że jestem silna i sama potrafię sobie z tym poradzić. Już wystarczająco nawaliłam, tuż po tamtej imprezie – zaśmiałam się lekko, wspominając moje pierwsze spotkanie ze Styles’em.
- No zgoda – chłopak uległ. – Ale obiecaj, że jeśli coś pójdzie serio nie tak, to zwrócisz się do mnie jako pierwszego.
- Obiecuję.
- Na mały paluszek?
- Na mały paluszek! – powiedziałam, krzyżując swój palec z jego.
- Pamiętaj, że to najświętsza przysięga i nie wolno jej złamać!
- Zapamiętam – odpowiedziałam ze śmiechem.

***
Wbiegłam do domu jak burza, wiedząc, że jestem spóźniona i jeśli zaraz nie będę gotowa, to rodzice mnie zabiją.
- Grace, miałaś być o wpół do! – usłyszałam krzyk mamy z kuchni, podczas gdy biegłam już po schodach.
- Tylko się przebiorę i już schodzę! – odkrzyknęłam.
Na szczęście wyszykowałam się odpowiednio na spacer z Harry’m, więc teraz nie musiałam się martwić o makijaż, czy włosy. Błyskawicznie ściągnęłam z siebie jeansy, T-shirt i bluzę, rzucając wszystko w kąt pokoju. Wyciągnęłam z szafy moją ulubioną spódniczkę, w kobaltowym kolorze, z wysokim stanem. Chwilę namęczyłam się, szukając do niej bluzki, lecz nareszcie znalazłam ją na drugim końcu szafy. Ubrałam się ostrożnie, starając się uniknąć efektu siana w stodole na mojej głowie. Zarzuciłam żakiet na ramiona, zgarnęłam z biurka kopertówkę i wrzuciłam do niej telefon, po czym prędko zbiegłam na dół.
- Jestem gotowa! – oznajmiłam wszem i wobec.
- Nareszcie, Grace! Nie rozumiesz, że jeśli się spóźnimy, to będę mieć beznadziejny start? – tata wyglądał na zestresowanego.
Przepchnęłam się między rodziną, by dostać się do szafki z butami. Ubrałam moje ulubione szpilki, po czym zaczęłam swoją (już tradycyjną w tej sytuacji) śpiewkę:
- Nie rozumiem, po co w ogóle ciągniecie tam mnie i Trinę. Przecież…
- Tak po prostu wypada – ojciec uciął krótko.
Wywróciłam oczami słysząc po raz kolejny to samo wytłumaczenie.
- Tam, gdzie jedziemy, podają sushi – usłyszałam głos mamy.
- KTÓRA PIERWSZA PRZY SAMOCHODZIE, TA SIEDZI Z PRZODU! – krzyknęłam, czym prędzej wybiegając z domu.
„Jak ja KOCHAM sushi!”, pomyślałam, lokując się na miejscu obok kierowcy.

***
Restauracja, w której mieliśmy spędzić dzisiejsze popołudnie okazała się być jedną z tych, w których serwują jedzenie z najróżniejszych zakątków świata. Tak więc, miałam okazję zjeść nie tylko moje ukochane sushi, lecz także spróbować różnych dziwactw! Oczywiście, wszystko na koszt rodziców! „Czy ten dzień mógł być lepszy?”, pomyślałam.
Wnętrze było bardzo eleganckie, urządzone z klasą i bez przepychu. Ściany były pomalowane na miodowy kolor z licznymi białymi zdobieniami, które przypominały orientalne symbole. Na każdym stoliku paliły się niewielkie świeczki, dodające magii temu miejscu.
- Czy mają państwo rezerwację? – usłyszałam głos kelnerki stojącej przy wejściu.
- Tak, na nazwisko Sweeney – odpowiedział ojciec.
Kobieta sprawdziła nas na swojej liście, po czym poprosiła, byśmy poszli za nią. Zostawiła nas przy stoliku w samym rogu sali, informując, że zaraz przyniesie nam menu.
- No i gdzie ten twój współpracownik? Zdaje się, że mówiliście, że się spóźnimy? – spytałam, zadowolona z siebie, bo szczerze mówiąc sama wierzyłam, że przeze mnie nie zdążymy.
- Cicho, Grace. Już tu idą – ojciec skarcił mnie szeptem, po czym podniósł się na przywitanie.
Trina, mama i ja poszłyśmy w jego ślady, lecz nie zdążyłam się jeszcze wyprostować, gdy moje oczy wytrzeszczyły się z zaskoczenia. Po ułamku sekundy zaczęły jednak ciskać piorunami w kierunku jednej osoby.
Oto przede mną, wraz ze swoimi rodzicami, stał Zayn Malik.

________________________________________________________________

Wczoraj w końcu, po bardzo długim czasie weszłam na maila, by sprawdzić, czy dostałam ważną wiadomość. Zamiast tego zauważyłam komentarz z tego bloga. I po prostu nie mogłam uwierzyć... że ktoś nadal czeka. To mnie naprawdę zszokowało. Postanowiłam się zawziąć i coś napisać. Tak oto, dzisiaj prezentuję przed Wami ten rozdział. Jestem z niego zadowolona :)
Natomiast nie jestem zadowolona z mojego zaniedbania. Przepraszanie Was po raz kolejny nie ma sensu, dopóki nie naprawię swoich błędów. Nie chciałam, nie zamierzałam znów zaniedbać tego bloga i Was. Zaraz po dodaniu 14. rozdziału zabrałam się za ten. Ale pojechałam na ferie, zapomniałam zgrać sobie na USB pierwszą połowę rozdziału i tak oto odkładałam to na powrót, aż w końcu zapomniałam... Czy teraz uda mi się doprowadzić tę historię do końca? Nie wiem. Nie chcę Was okłamywać, więc szczerze mówię, że nie wiem. Mam w głowie zarys, jak to wszystko się potoczy, ale czy tym razem w końcu odpowiednio przyłożę się do pisania...?
Mam nadzieję, że kolejny rozdział już wkrótce.
Jeśli ktoś to czyta, proszę dajcie o sobie znać xx
Całusy,
Olga